Rozdział VII Walka


13 lipca 2022, 20:21

 
Tego dnia wszystko było jakieś inne. Słońce też wydawało się świecić inaczej. Wiedziałam że muszę stanąć do walki ze złem. A ledwo co poznałam swoje moce. Nie wiem nawet, w jaki sposób mam ich używać. Mój chowaniec jeszcze się nie wykluł. Opiekuję się nim jak najlepiej potrafię, ale co można zrobić z jajkiem żeby je "wychować"? Trzeba zapewnić mu ciepło. Tak też zrobiłam. Obłożyłam je poduszkami, zawinęłam w koc. Pozostaje czekać. Sylwan i Hygin niestety mieli rację. Ta magia była sprawką Antuzy, w dodatku mieszkańcy naszej wioski zaczęli znikać w niewyjaśnionych okolicznościach. Wychodzili podobno z domów w środku nocy, kierowali się w las- prowadziły ich margi (tak jak wtedy mnie) a potem już nie wracali. Z osób które znałam zniknął Aron i Gaja. Postanowiliśmy skontaktować się z królową za pomocą magicznej kuli, którą ma Sylwan. - Królowo, co mamy począć? - zapytał Hygin - Antuza wciąż porywa lub zabija nam bliskich, zwodzi ich swymi magicznymi sztuczkami. Kwiaty zaczęły więdnąć, a nea gasnąć. Nie pożyjemy zbyt długo bez niej. Antuza kradnie nam energię... - To brzmi okropnie - odpowiedziała Doria. - Jestem zmuszona podjąć działania. Czas rozpocząć wojnę. Musimy stanąć do walki z Antuzą, póki nie jest za późno. Zbierzcie wszystkich oprócz dzieci na skraju lasu o świcie. Weźcie ze sobą broń. Ja i Heket będziemy na was czekać. Zrobiliśmy tak, jak powiedziała Doria. Tuż o świcie pod lasem zebrały się tłumy uzbrojonych wróżek, wampirów, wilkołaków, cattusek, magów, bazyliszków i innych osób. Ja również miałam ze sobą swój miecz. Czułam potworny niepokój. Nie miałam pojęcia jak sobie poradzę i czy uda mi się przeżyć. Stałam się naelektryzowaną czarownicą. Strzelam z rąk piorunami. A nie mam pojęcia jak ich używać! Sylwan mówił, że to nie jednyna z moich mocy. A więc... co tak naprawdę potrafię? Może nigdy się nie dowiem... Doria stała na czele armii. Heket nie miał już opaski na oczach. Patrzył w siną dal lub w ziemię, jak inne bazyliszki. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Nie spodziewałam się tego. Podskoczyłam wystraszona. Usłyszałam znajomy śmiech. To był Hygin. - Co tak się strachasz? - Daj spokój. - odparłam - Zawsze musisz mnie straszyć w złym momencie. - Gdyby to był dobry moment, byś się nie wystraszyła. - Zbliża się walka ze złymi mocami, nie wiem czy przeżyję. Nie wiadomo czy każdy przeżyje. A tobie żarty w głowie. - Tak jak mówiłem, wampiry nie czują strachu. - A czosnek? - Czosnek nas obrzydza, ale się go nie boimy. Aron kiedyś obłożył swój dom czosnkiem czaisz? Żeby go omijać z daleka. Ale wy... To co mówił Hygin zagłuszył krzyk królowej. - Witam was wszystkich w tej jakże tragicznej sytuacji. Uraja jest zagrożona. Ale my ją obronimy. Nie pozwólmy by lud Antuzy oraz jej czarna magia nam przeszkodziła. My żyjemy tu od wieków i tak niech pozostanie. Śmierć Antuzie! Tłum zaczął bić brawo. A niektórzy powtórzyli jak echo jej ostatnie słowa -"śmierć Antuzie". Gdy wrzawa trochę ucichła, królowa powiedziała: - Waszą misją jest rozdzielenie się na grupy. Macie za zadanie znaleźć hatę Antuzy. Od razu poznacie ją ukrytą w trawie, mchu i drzewach. Unikajcie pułapek. Bądźcie czujni i nie ufajcie nikomu z knieji. Zaczęliśmy się rozdzielać na grupy. W mojej grupie był Hygin, Naura, Ewaryst i Argea, krasnolud krórego wcześniej nie widziałam. Dołączyła do nas bo zgubiła znajomych. - Mogę do was? - zapytała. - Zgubiłaś się, maleńka? - zapytał Hygin. - Nie mów tak do mnie! - Dobrze, malutka. Argea rzuciła mu tylko śmiercionośne spojrzenie. Zagłębialiśmy się coraz bardziej w las. Z początku Hygin opowiadał nam śmieszne historie, śmialiśmy się i gadaliśmy o wszystkim- szczególnie Naurze buzia się nie zamykała. Ale im dalej byliśmy, robiło się coraz mroczniej. I nawet Hygin ucichł i przestał nawet dokuczać Argei, z powodu jej wzrostu. Szliśmy i ogarnęła nas cisza i niepokój. Argea szła za nami, bo według niej szliśmy za szybko. Ale ani Ewaryst, ani Hygin ani żaden z nas nie chciał zwolnić. Każdy chciał znaleźć Antuzę. To był rozkaz królowej. Która mimo swego dobrego serca potrafiła również być surowa. Jak na moje oko, minęło chyba z 5 minut czasu ziemskiego. Usłyszeliśmy za sobą krzyk. Krzyk który był coraz cichszy. To była Argea. Złowrogie drzewo chwyciło ją gałęziami za nogi i ciągnęło w mrok. Musieliśmy zareagować. Słabo by było na starcie stracić osobę z załogi (mimo że dopiero ją poznaliśmy). Zaczęliśmy biec w ich stronę. Naura z tego wszystkiego zapomniała o swojej zdolności teleportu i biegła razem ze mną. Na szczęście Hygin nie zapomniał. W mgnieniu oka zniknął i pojawił się tuż przy gałęzi, która ciągnęła Argeę. W ułamku sekundy wyciągnął miecz i przeciął gałęzie. Puściły, a te ucięte schowały się urażone, krwawiąc żywicą. - Dzięki Hygin. Uratowałeś mnie. - powiedziała Argea, otrzepując się z liści. - Nie ma za co, mała. Widać że trochę się wkurzyła za określenie jej "małą" ale tylko uśmiechnęła się, nic nie mówiąc. - Dobra, chodźmy już. - powiedział Ewaryst. - Zrobiło się niebezpiecznie. Trzymajmy się razem. - Musimy znaleźć Antuzę. Może to drzewo wie? Eeej! - krzyknęła Naura. - Pogięło cię? Chcesz wołać drzewo, które chciało mnie zabić? - zapytała Argea. - No co... pomyślałam że... - Naura, przestań narażać nas na niebezpieczeństwo. - powiedział Hygin. - Spadajmy stąd. - odparłam. Zaczęliśmy iść dalej. W pewnym momencie Ewaryst zatrzymał się. - Widzicie to? - zapytał. - Co? - spytaliśmy. - Na czubku tego drzewa coś siedzi. - Ewaryst, to jest za wysoko żeby to dostrzec. Tylko ty jesteś olbrzymem. - powiedziała Argea. - Ogrem. I widzę coś niepojącego. Coś nas obserwuje. - Jesteś pewien? Może to tylko ptak. - zapytał Hygin. - Nie. To nie ptak. Ma ludzką twarz. Ma skrzydła i szpony, ale to nie ptak. - Zupełnie przypadkiem mam przy sobie swój łuk. Mogę go zabić i zobaczymy co to. - powiedziała Naura. - Tylko nie spudłuj. Jak niby chcesz to zabić? - spytałam. - Ewaryst musi mnie podnieść. On jest z nas najwyższy, wtedy bez problemu to zauważę. - Ok. - odparł Ewaryst i podniósł Naurę. - Ale to ma ślepia. A jaki pusty wzrok... Brrr.... - Nie gadaj tylko strzelaj! Naura wycelowała i... ku naszemu zdziwieniu, nie spudłowała. A zaraz po chwili na ziemię spadła dziwna kreatura. Wyglądała jak skrzyżowanie człowieka z wroną. Ale twarz nie przypominała zwykłego człowieka. Była płaska, oczy miała wytrzeszczone i... czerwone, bez źrenic. Usta na wpół otwarte, a z ust zwisał język - język węża. - Co to do cholery jest? - zapytał Hygin, oglądając to stworzenie z każdej strony. - Potwór którego zabiłam tamtego dnia w lesie miał takie same oczy... - powiedziałam, zgodnie z prawdą. - Jestem głodny. - stwierdził Ewaryst. - Może to upieczemy i zjemy? - Nie radzę. Może być toksyczny. Weźmijmy to na wszelki wypadek ze sobą. Królową może to zainteresować - to pewnie szpieg Antuzy. Szliśmy zatem dalej. Czułam się nieswojo. Fakt, że znaleźliśmy tu tego dziwnego stwora nie zwiastował nic dobrego. To znaczyło, że jesteśmy gdzieś niedaleko a zło czai się za każdym drzewem. Było już późno, las spowiła mgła. Tak ciemno, że nie byliśmy w stanie nic dostrzec. - Proponuję zrobić postój. O tej porze i tak nic nie znajdziemy. - powiedziałam. - Kiara ma rację. Bez sensu iść w tą mgłę. Jeszcze się zgubimy. - powiedziała Naura. Hygin i Ewaryst poszli więc po suche gałęzie, by rozpalić ognisko. My zatem zaczęliśmy się rozglądać za miejscem, w którym można by było rozbić obóz. Padło na starą skałę, która sterczała niczym parasol z góry. Przynajmniej w razie deszczu nie zmokniemy. Zaczęliśmy rozkładać koce. - Tak między nami, Kiara to Hygin chyba cię lubi. Widzę jak na ciebie patrzy. Może mu się podobasz? - zapytała Naura, gdy już rozłożyliśmy koce. - On? To wampir, nie spodziewałabym się po nim niczego. Może chce mojej krwi, ale nie wie jak mi to powiedzieć. Na Ziemii lubiły mnie kąsać komary, to może i wampiry w Uraji na mnie lecą. - Co to są komary? - zapytała zaciekawiona Naura. - Komary to owady, to znaczy takie małe gówna ze skrzydłami które lubią pić krew. Roześmiała się. Już miała coś powiedzieć, gdy przerwałą jej Argea. - Apropo krwi... - powiedziała Argea i wskazała palcem na zbliżających się Hygina i Ewarysta. Hygin był cały zakrwawiony, ale szedł sobie uśmiechnięty, jakby nic się nie stało, oblizując się. Ewaryst też miał na sobie krew, ale trochę było jej mniej. - Co się wam stało? - zapytałam. - Zbieraliśmy sobie te gałęzie na opał, gdy nagle do Hygina podbiegł jakiś debil z mieczem, krzyczał coś o Antuzie i wyzwał go na pojedynek. Ale nie miał zbyt wiele szczęścia bo Hygin rzucił się na niego, miecz wyleciał mu z ręki a ten wbił mu się zębami w szyję. Chyba trafił na tętnicę bo tryskało z niego jak z fontanny... Stałem akurat niedaleko. - odrzekł Ewaryst. - Dobrze się stało, akurat byłem bardzo spragniony. - powiedział Hygin oblizując palce. - Ech... Macie ten opał? Zimno się robi. - spytała Argea. Nie mieliśmy jak rozpalić ogniska, więc użyłam swoich mocy ciskając piorunem w gałęzie. Położyliśmy się. Hygin nie czuł zmęczenia nocą, dlatego postanowił przy nas czuwać. Stwierdziliśmy że tak będzie lepiej, skoro są już tu ludzie i różnorakie stwory od Antuzy. Byłam strasznie zmęczona. Zamknęłam oczy i zasnęłam w mgnieniu oka. Nie spałam jednak długo. Obudził nas Hygin. Ledwo świtało, byłam jeszcze zaspana i z chęcią dalej bym spała, gdyby nie to że zaczęło być bardzo głośno. Z trudem otworzyłam oczy. Zobaczyłam straszny zgiełk. Wszyscy mieszkańcy Uraji zeszli się akurat w to miejsce, w którym spaliśmy. Jak się później okazało, spaliśmy akurat pod hatą Antuzy. Cud, że nas nie zauważyła... Nieopodal naszej skały, tuż obok stał jej dom. Nie zauważyliśmy tego, bo było ciemno. - Moi drodzy, już dziś. W tej chwili stać nas na to, by obronić Uraję. Antuzo, jeśli tam jesteś wyjdź nam naprzeciw. Możemy pójść na ugodę lub walczyć, decyzja należy do ciebie. - powiedziała doniosłym głosem królowa Doria. Wtedy drzwi haty otworzyły się. Przed nami stanęła białowłosa postać, z wielką blizną na twarzy. Na jej ustach widniał złośliwy uśmieszek. Była ubrana w czarną suknię. Mimo jej białych jak śnieg włosów, nie wyglądała na starą. Antuza zaśmiała się, mówiąc: - Proszę, proszę. Kogo widzą moje oczy. Doria i jej banda przygłupów. Myślicie, że chciałabym się z wami dogadać? Czy może że wygracie walkę z nami? - Z wami? Jesteś tu sama. - powiedziała Naura, ale nie znała jej zdolności. Po Antuzie można było się spodziewać wszystkiego, tak jak wtedy. Gdy tylko Naura zdążyła to powiedzieć, znad każdego drzewa wyleciały te przedziwne stwory. Jednego z nich Naura postrzeliła z łuku. Ale tym razem było ich więcej. Były ich tysiące! A gdy wylądowały, zamieniły się w... ludzi. Ludzi którzy mieli nadprzyrodzone moce. Niektórzy mieli moc ognia, niektórzy wody, wiatru a niektóre z tych osób tak jak ja strzelali piorunami! Obok Antuzy stał koleś, który wyglądał najbardziej ludzko. Przez głowę przeszła mi myśl: co jeśli on też był człowiekiem? - Leon?! - wykrzyknęła zaskoczona Doria. Teraz mi się przypomniało, że na początku mojej przygody z Urają mówiono mi o jakimś człowieku o imieniu Leon. Że ponoć nie chciał zostać i odesłali go. - Czy ty naprawdę myślałaś, że mnie odesłaliście? - zapytał - Nie powiedziałem że chcę zostać w Uraji, ale ten świat mi odpowiada! Antuza okazała mi łaskę i zaopiekowała się mną. A wy od razu chcieliście mnie odesłać na ziemię. Gdyby nie Antuza nie było mnie tu, to ona odwróciła urok Salomona czy jakoś tak. Także ten. - Chyba mówi o Sylwanie. - szepnęła do mnie Naura. Skiwnęłam głową. Nagle rozpoczęła się jatka. Niektórzy polegli na polu walki niemal natychmiastowo, bo nie spodziewali się ataku. Ja się spodziewałam. Zaatakował mnie jakiś gruby olbrzym z maczugą w dłoni. Biegł w zwolnionym tempie w moją stronę, aż się prawie popłakałam ze śmiechu. Wystarczył jeden ruch ręką, a błyskawica powaliła go na łopatki. Aż ziemia się zatrzęsła. Super! Pierwszy raz w swoim życiu jestem silna! - Kiara, za tobą!!! - krzyknęła Argea. Poczułam tylko mocne uderzenie w głowę. Nie chwali się dnia przed zachodem słońca, no cóż... 
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz