Rozdział VI Powierzona nadzieja


13 lipca 2022, 20:19

 
W Uraji nastał nowy dzień. W tym dniu, już wiedziałam kim tak naprawdę jestem. Jestem nową, pierwszą w tym świecie pierwszą sulegną. Sulegna to od końca angelus- to znaczy po łacinie anioł. Aż dziwne, że znają tu łacinę. Jest to przecież wymarły język, którego na Ziemii używano tylko do nazw leków i innych rzeczy. Właściwie to nikt go nie używał na codzień. Nie jestem aniołem. Nie takim jak określają to na Ziemii w kościołach. Nie mam skrzydeł i choć trochę schudłam, to nadal wyglądam jak człowiek. Rytuał który odprawiono nade mną w dniu chrztu, dużo mi ulżył. Teraz już wiem, że na Ziemii tak naprawdę nie istnieję i nie istniałam nigdy. Czasem mogę spojrzeć w lustrze u królowej co tak naprawdę słychać u mojej mamy. Ale się nią nie przejmuję, wiem że sobie radzi. Nie ma już czym się martwić. Nie ma mnie. Po tym dziwnym śnie gdy moi nowi przyjaciele wyszli z pokoju, wciąż się czułam dziwnie po tym śnie. Szególnie już nie jako Ewelina, tylko Kiara. Ale odpuściłam sobie to całe zgadywanie. Przecież Hygin nie mógł by być mną zainteresowany. Wokół niego kręci się wiele wróżek, wampirzyc, a nawet cattusek, takich jak nasza królowa - Doria. Cattuski to po prostu pół kobiety- pół koty. Są też cattusi czyli pół mężczyźni- pół koty. Dużo by mówić o tym magicznym świecie. Pójdę lepiej zobaczyć co u Hygina. Chyba chciał ze mną pomówić. Hygin siedział na dworze, bawiąc się ze swoim chowańcem ursusem. Ursus wygląda jak mieszanka niedźwiedzia z pegazem. Czyli to nic innego jak niedźwiedź z wielkim rogiem na głowie i skrzydłami. Hygin twierdzi, że jest uroczy ale ja się go trochę boję. Nazwał go Apollo. Niezły mi Apollo który zje wszystko co się rusza. Ale prawdą jest to, że taki chowaniec to wielki dar- obroni przed wszelkim złem. Hygin zauważył mnie, mimo że stałam daleko, za jego plecami. Wampiry mają bardzo dobry słuch. Czasem zastanawiam się czy gdzieś z tyłu głowy nie mają drugiej pary oczu. - Ew... Kiara. Co tak się czaisz? - Ja się nie czaję. - Znów boisz się podejść do Apolla? Milczałam. - Apollo! Aport! - Hygin rzucił w dal martwym szczurem. Fuj. Apollo zerwał się z miejsca i pobiegł za przekąską. Pierwszy raz chyba widziałam aportującego niedźwiedzia. Usiadłam obok Hygina. - Wiesz już kim jesteś? Czarownicą, wróżką, wampirem? Pokiwałam przecząco głową. Nie mam pojęcia jakie mam moce. Wiem tylko, że jestem sulegną. - Nie wiesz? Trzeba będzie to sprawdzić. Masz już chowańca? - Nie... Chyba nie mam... - Sylwan mówi, że to przyjdzie z czasem. Sulegny nie stają się od razu super mocne. Swoje moce poznasz, gdy na to przyjdzie pora. Tak samo twój chowaniec pojawi się, gdy przyjdzie na to czas. Więc nie ma się czym martwić. Jak się obudziłaś miałaś trochę dziwną minę. - Nieprawda. - Prawda. To przez sen? - Skąd o nim wiesz? - Każdy ma jakąś wizję podczas przemiany. Jaka była twoja? Kurde. Zapytał się. - Śniło mi się rozdroże dróg, z jednej strony wołała mnie mama a z drugiej... - A z drugiej kto? - Ktoś... z tego świata. - No ale kto? - Nie bądź taki ciekawy. - No dobra... Wstałam. - Ja... Chyba pójdę się przejść. - Ok. Przeszłam przez bramę oddzielającą naszą wioskę od lasu. Muszę trochę odetchnąć. Zbyt dużo było zamieszania wokół mnie i potrzebuję chwili spokoju. Szłam przez chwilę, rozmyślając. Wokół latały margi, było ich więcej niż zwykle. To był przepiękny dzień. W sam raz, by sobie pomyśleć. I zastanowić się, kim się stałam. Było prawie bezwietrznie, drzewa kwitły na fioletowo. Wśród fiołkowych kwiatów oprócz wszechobecnych marg latały motyle mieniące się kolorowym światłem. Szłam dalej. Nagle margi zaczęły się dziwnie zachowywać, wirować i podskakiwać. Ułożyły się przede mną, tworząc drogę. Przypomniały mi się słowa Hygina, gdy po raz pierwszy je zobaczyłam. One wskazują mi drogę! Szłam za nimi, a przede mną pojawiały się nowe i nowe. W pewnym momencie nie wiedziałam już gdzie jestem, a margi... znikły. Rozejrzałam się. Moim oczom ukazał się jakiś chowaniec. Leżał pod drzewem. Przypominał małego jelonka. Piszczał z bólu i patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Widać działa mu się krzywda. Podeszłam bliżej. Był zaplątany w jakąś lianę i nie mógł się wydostać. - Co się stało maluchu? Pomogę ci. - dotknęłam liany i gdy próbowałam ją rozplątać, ogarnął mnie dziwny chłód i uczucie niepokoju. Zaczęłam ją szybko rozplątywać, żeby tylko mieć to już za sobą. Dziwne. Chowaniec chyba... Zaraz... czy on się zmienia? Spojrzałam na chowańca. Jego oczy przestały już błagać o pomoc. Podeszły krwią. Cofnęłam się przerażona. Pysk jelonka też się zmienił. Zaczął otwierać się nienaturalnie szeroko, dostrzegłam w nim olbrzymie kły. Z pyska ciekła ślina. A cały ten słodki chowaniec, któremu chciałam tak pomóc zaczął się robić coraz większy. Zaczęłam się cofać do tyłu. Byłam w potrzasku. Nie wiedziałam nawet, gdzie jestem. Byłam całkiem sama. Cały las, który wyglądał tak pięknie, nagle pociemniał. Teraz nikt mi nie pomoże. Dotknęłam pasa. Nie wzięłam nawet swojego miecza! Potwór był coraz bliżej. Zaczęłam uciekać. - Nie uciekniesz nigdzie, Kiaro. Czy jako pierwsza sulegna, nie powinnaś się mnie nie bać? - przemówił do mnie diabolicznym głosem. Po ciele przeszły mnie ciarki, ale biegłam dalej. Aż brakowało mi tchu. Potknęłam się i upadłam. Coś złapało mnie za nogę. - Zostawiłaś swoją matkę, zostawiłaś swój świat, a nie umiesz sobie nadal z niczym poradzić. Jesteś tą samą tchórzliwą Eweliną. Potwór ciągnął mnie po ziemi, zahaczałam o gałęzie i kamienie. Bolało. Gdy pochylił się nade mną, wpatrując się we mnie szyderczo zakrwawionymi oczami, wzburzyła się we mnie złość. Poczułam taką niepohamowaną wściekłość... Nigdy takiej nie czułam. Potwór podniósł na mnie łapę z ogromnymi pazurami. - DOŚĆ!!! - krzyknęłam, zasłaniając się ręką. Nagle poczułam to. Swoją moc. Nie byłam już bezsilna. Z mojej ręki wyleciał piorun, jak podczas burzy i uderzył prosto w bestię, która chciała mnie zaatakować. Odleciała na jakieś dwa metry, uderzyła o drzewo i przestała się ruszać. Wstałam. Wszystko wyglądało jak w chwili, gdy szłam tą drogą. Cały otaczający mnie mrok zniknął. Ja... pokonałam potwora! Spojrzałam na swoje ręce. Niesamowite. Spojrzałam na potwora. Był martwy. Margi znów pokazywały drogę. Tym razem wachałam się, czy iść tą drogą. Czy one mnie nie zaprowadzą znowu do czegoś złego. Ale muszę jakoś wrócić. Więc poszłam. Byłam pod wrażeniem. Chciałam jak najszybciej pochwalić się Hyginowi, Gaji, Sylwanowi, Colinowi i reszcie. - Dokąd tak się pędzi? - usłyszałam kobiecy głos. Odwróciłam się. Ale nikogo nie było widać. Ale tuż przed nosem pojawiła się. Jakby cały magiczny pył złożył ją jak puzzle. - Kim jesteś? - zapytałam. - Sorki, nie przedstawiłam się. Jestem Naura. Chciałam koniecznie poznać nową sulegnę- to takie ekscytujące! Wcześniej już był tu człowiek, chyba słyszałaś? Ale niestety nie chciał zostać. Więc Sylwan go odesłał. Miło cię poznać, Kiaro. Dużo o Tobie słyszałam. Zmieniłaś się. - spojrzała na mnie od stóp do głów i znikła. - Co? - spytałam zdziwiona. Gdzie ona jest? - pomyślałam. Wtem usłyszałam jej głos za swoimi plecami. - Wypiękniałaś odkąd tu przyszłaś. Sporo schudłaś. CO? Skąd ona to wie? - Po twojej twarzy poznaję, że coś się stało. Może znasz już swoje moce? Jeśli tak, to wspaniale. Bez mocy byś nie przetrwała- Uraja to dzicz. Nigdy nie wiesz co może się przydarzyć. - znów się przede mną pojawiła - Pewnie się śpieszysz. - Ttak... Trochę... - Ale ze mną możesz pogadać. Coś nie tak? Chyba znów za dużo gadam. Wszystkie wróżki mi to mówią. Moja ciotka twierdzi, że jestem nabardziej gadatliwą wróżką w Uraji. Niektórzy mi mówią, że mam po prostu się zamknąć. A niektórzy mnie ignorują. Czasem myślę, że po prostu ich nie interesuje to co opowiadam, albo że mają mnie dość. Mogłaś po prostu powiedzieć, bym zamknęła ryja. Ale Ty tak nie powiedziałaś, więc to miłe. Wiesz? Już Cię lubię. Może pokażę Ci kiedyś więcej sztuczek niż teleport. Ty jako były już człowiek pewnie nie widziałaś wielu rzeczy. Biedna... Chyba przeraża Cię ten świat i my... - nagle ktoś jej przerwał. - Naura STOP! Zagadasz ją na śmierć! To był Hygin. Jak on mnie znalazł? Byłam dość daleko od naszej wioski. - Oj. Przepraszam. - Gdzie byłaś? Nic Ci nie jest? Wszyscy się o ciebie zamartwiają. - Szłam za margami, znalazłam stwora i odkryłam swoje moce! - Super! Ale... jakiego stwora? - To było dziwne. Widziałam zaplątanego jelonka, chciałam mu pomóc. Gdy zaczęłam go ratować, zmienił się w bestię. Cały las pociemniał. Znikły margi, zgasły kwiaty. Motyle odleciały, ptaki ucichły. Ta bestia przemówiła do mnie. A ja ją pokonałam! Hygin. Mam moce! Błyskawice w dłoniach... - Nie pokonałaś jej. Wróci. To nie była zwykła bestia, ani zmutowany jelonek. Coś tu śmierdzi czarną magią. - powiedziała Naura, która posmutniała. -Naura, po raz pierwszy muszę przyznać Ci rację. - rzekł Hygin, wyraźnie zaniepokojony.- Co do Ciebie mówiło to coś? - Nie wiem skąd, wiedziało wiele o moim życiu. Próbowało mnie zdołować, wyprowadzić z równowagi. I prawie jej się udało. Wspomniała o mojej matce. - Żadna osoba z Uraji poza królową i przyjaciółmi nie wiedziała o twojej matce. - Myślisz, że ktoś się wygadał? - Nie. Nie lubimy nikogo kto się posługuje czarną magią. A gdy kogoś nie lubimy, to z nim nie gadamy. Proste. Przykro mi to stwierdzić, ale chyba magia Sylwana tylko rozzłościła Antuzę. Teraz prubuje na nas swoich sztuczek. Nie spocznie, póki jej się nie uda opanować Uraji. - Ale my się jej nie damy. - dodała Naura. Gdy tylko dotarliśmy do wioski, podbiegła do nas Gaja i Ewaryst (przy okazji robiąc niemałe trzęsienie ziemi). - Kiara! Gdzieś ty była? Sylwan ma dla Ciebie niespodziankę. Chodź szybko do jego pracowni alchemicznej, dopóki się nie rozmyśli! - Też mamy dla niego niespodziankę. Ale niezbyt przyjemną. - powiedział Hygin. - Co się stało? Macie nieciekawe miny. - stwierdziła Gaja. - Coś strasznego! Chyba znów atakuje nas swymi mocami Ant... - Naura, morda w kubę!- krzyknął zezłoszczony Hygin- Później ci powiemy. Teraz musimy iść do Sylwana. Gaja skinęła głową. Naura już brała wdech, by powiedzieć coś długiego, ale Hygin ją ostrzegł że jeśli powie więcej to wyssie z niej całą krew i zamilkła. Trochę nie było to miłe, ale rozumiałam jego wzburzenie. To nie był temat do plotek. Weszliśmy zatem do laboratorium Sylwana. - Witajcie. Rozgłoście się, śmiało. - powiedział Sylwan, ślęcząc nad jedną z wielu ksiąg. - Musimy ci coś powiedzieć. - Mówcie, śmiało. Coś się stało? - Kiara, powiedz. - powiedział Hygin. - Szłam za margami, zaprowadziły mnie one do jelonka. - Jelonka? Cóż to za chowaniec, taki bez ogonka? - Wręcz przeciwnie. - dziwne, pomyślałam. Zarymował już drugi raz. - Jelonek to nie chowaniec, lecz zwierzę. Zwierzę pochodzące z Ziemii. Gdy do niego podeszłam, okazało się że jest w coś zaplątany. Chciałam mu pomóc, a potem zmienił się w potwora. To chyba były czary... - Nie do wiary! Takie czary? Wkurza mnie to. To poważna sytuacja, a on se jaja robi i wymyśla rymowanki. Więc mu powiedziałam: - Czy możesz przestać mi przerywać i cisnąć bekę z tego co się wydarzyło, do tego rymując? Hygin mnie szturchnął. Nachylił się do mnie i powiedział: - To nie jego wina. Sylwan cierpi na rymotopię. To choroba starszych już magów, którzy wypowiedzieli już wiele zaklęć. Zaklęcia się rymują. To jakby choroba zawodowa. Zaostrza się, gdy chory się czymś zaniepokoi. - Rozumiem... Przykra sprawa. Postanowiłam więc nie zwracać uwagi na przypadłość Sylwana i kontynuować. - Przepraszam Sylwan. Nie chciałam cię urazić. Ta bestia próbowała mnie zabić, ale w momencie gdy myślałam że to koniec, zdołałam się obronić. - Masz już moce, znakomicie! Mam coś co, zmieni twoje życie. Wyciągnął z pod stołu... jajko? - Nie chcę rymować, bardzo mi głupio. Ha! Nie zrymowałem. To dla Ciebie Kiaro. To twój chowaniec. Nie wiadomo, co się z niego wykluje. Wszystko zależy od miłości. Miłości, jaką włożysz opiekując się nim. - Dziękuję, bardzo dziękuję Sylwanie. Jak myślisz, kim mogłam zostać? Moja moc to błyskawice w dłoniach. - Niesamowite! Jesteś fulgurą. Ale to nie jedna z twoich mocy. - Sylwanie- wtrącił zniecierpliwiony Hygin - Co z Urają? Skąd się wzięła u licha ta czarna magia? Miałeś pokonać Antuzę jakimś zaklęciem... - Nie powiodło się. Próbowałem, ale... - Jak to? - Antuza chroni się przed naszą magią, wykorzystując przeciwko nam metodę odwrócenia! Rzuciłem zaklęcie, lecz to nic nie zmienia. Ma moc, której nikt nie podważy. Czerpie ją z nei, to łupy jej straży. Nasza królowa jest zagrożona, co jeśli Heket jej nie pokona? - Sylwanie, uspokój się. Na pewno jest sposób, by się obronić. Sylwan pokiwał głową. - Nadzieja jest w was, w tobie Hygin. Oraz w Gaji, Naurze, Ewaryście i innych mieszkańców Uraji. A szczególnie w Kiarze. Ona nam pokaże, czy słusznie zrobiliśmy dając jej moc. - Nie zawiodę, obiecuję. - powiedziałam, głaszcząc jajko które dostałam od Sylwana. Teraz już wiedziałam. Wiedziałam że muszę im pomóc. Muszę coś zrobić, odwdzięczyć się. Potrzebowałam Uraji. A teraz gdy już w niej jestem, Uraja potrzebuje mnie.
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz