Rozdział IV Nowe życie
13 lipca 2022, 20:18
Minął już tydzień odkąd jestem tutaj! Jest dużo lepiej. Odżyłam… tutaj każdy każdego traktuje na równi. Nie ma gorszych, brzydszych ani też lepszych, ładniejszych. Nie tęsknię w ogóle za domem, matka pewnie nawet się nie przejęła tym że znikłam. Poznałam wielu przyjaciół. Okazało się, że ten potwór, którego przestraszyłam się po raz pierwszy, gdy tu się pojawiłam to nic innego jak ogr który wbrew pierwszemu wrażeniu okazał się miły i wrażliwy… dziwne nie? Serwuje tu obiady najlepsze w tym świecie! Nie ma tu co prawda ziemskich potraw, na śniadanie jem mawę, a na deser jovę. Jest też qoura, rosa z liści hisy i masa wiele innych smacznych rzeczy. Mawa to nic innego jak owoc z magicznego drzewa o nazwie mawini. Smakuje jak połączenie jabłka z truskawką. Jova to słodki nektar z jovy, takiego ogromnego kwiata co rośnie w tutejszych rejonach. Quorę jemy zwykle na kolację, lub też czasem na obiad – to nic innego jak owoc przypominający łudząco ziemniaka, ale dużo zdrowszy i smaczniejszy. Rosa z liści hisy to orzeźwiający napój czysty jak łza, a pyszny jak… w sumie nie wiem co – ciężko to porównać do czegokolwiek, ale jest niesamowity. Schudłam już tutaj chyba z pięć kilo ale ciężko to określić bo nie ma żadnej wagi. Najbardziej przyjaźnię się z Hyginem, wampirem który mnie wszystkiego uczy. To zazwyczaj z nim i z Ewarystem chodzę na treningi. Czasem jest też Gaja, ale ona mnie nie trenuje. Jest zbyt dobra w walce na miecze i trening z nią mógłby mnie zmęczyć i zniechęcić. Ale prawda jest taka, że najlepszym nauczycielem jest Ewaryst. Tak- to ten którego się najbardziej bałam. Tutejszy cieśla zrobił mi własny miecz. Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek w swoim życiu będę trzymać broń. A jednak! Miecz jest przepiękny, jest na nim nawet grawer z moim imieniem na rękojeści. Oprócz Hygina, Gaji, i Ewarysta poznałam też inne osoby. Arona który jest wilkołakiem ale zazwyczaj nie jest zbyt rozmowny ani towarzyski. Bastiana, który jest trollem i każdego wokół denerwuje ale też potrafi być miły. Sylwana, który jest z nas najstarszy i najmądrzejszy: zna wszystkie zaklęcia i potrafi odczynić każdą klątwę. Colina, jednego z elfów i mogłabym wymieniać i wymieniać. Podobno kiedyś dostanę własnego chowańca, który będzie mnie chronił i o którego będę musiała dbać. Kiedy to się stanie? Nie wiem, ale już nie mogę się doczekać! Czasem w nocy patrzę w niebo i zastanawiam się, czy gdzieś na moim świecie ktoś jeszcze o mnie myśli. Czy mama się martwi… Tego nie wiem, ale chyba tak. Bardzo możliwe że się martwi. Oprócz niej niczego mi tu nie brakuje. Chciałabym wysłać do niej smsa, ale mój telefon leży gdzieś w szufladzie bez ładowarki, zasięgu, internetu… Nic na to nie poradzę. Tego dnia wstało słońce i wszystkie stworzenia magiczne obudziły się by znów cieszyć oczy swym pięknem. Ja także byłam już na nogach, jak zwykle zresztą wraz z wschodzącym słońcem. Tu nie ma czegoś takiego jak firanki. W moim świecie pewnie by mnie to wkurzało że każdego dnia budzą mnie promienie słońca. Ale tu jest inaczej. Tu każdy promień słońca cieszy me oczy. Jestem naprawdę szczęśliwa. Los się do mnie uśmiechnął. Ten staruszek, którego spotkałam na ławce w dniu gdy pobiegłam do lasu miał rację- znalazłam swoje szczęście. Ale w tym dniu akurat czułam się dość nieswojo, tak jakby coś miało zaraz się wydarzyć. Coś złego. Wyszłam z pokoju i poszłam do naszej stołówki, gdzie wszyscy już siedzieli przy stole. Hygin pomachał do mnie ręką i wskazał mi wolne miejsce obok siebie. Usiadłam między Hyginem a Gają. Był też z nami Aron, Sylwan i Colin. - Hej! Jak się Ci podoba w nowym świecie? – zapytał Hygin. - Dziękuję. Jest cudownie. Mam wrażenie że śnię. Jestem tu taka szczęśliwa, wszystko wokół jest piękne i naprawdę nie wiem jak wam dziękować że pozwoliliście mi tu zostać. Tu nie ma zła, a na moim świecie… - Mylisz się. Jest zło. – powiedział Aron. - Taa, nie lubię przyznawać Ci racji Aronie ale jest tutaj wiele zła. Jest coraz mniej nei, Antuza znów coś kombinuje… - dodał Hygin - Brakuje nam żywności! Drzewa zaczęły usychać… - wtrącił Ewaryst, który akurat przechodził, serwując jedzenie. - Tak… To zdecydowanie Antuza… - powiedziała Gaja, wpatrując się w okno. - Minęło już dużo czasu, a ja nadal nie wiem kim jest ta cała Antuza. – powiedziałam, szykując się na najgorsze. - To wiedźma. Spoza Uraji. Wcześniej chciała ją podbić, wysyłając tu swoje wojsko. Ale teraz zmieniła zdanie – próbuje wszystko zniszczyć czarną magią. Nie radzę tobie dużo wychodzić. Bez mocy możesz być narażona na niebezpieczeństwo. - Nawet nie przyjęła naszego chrztu. A Ty Higinie jej o wszystkim mówisz. - Co z tego? Już tutaj mieszka. - Jaki chrzest? – zapytałam. - Chrzest przyjmują wszyscy którzy mają tu swoje magiczne korzenie. Wątpię abyś… - zaczęła Gaja ale przerwał jej Sylwan, który dotąd milczał tylko nas obserwując. - Myślę że to jest bardzo ważne. Bez swego magicznego imienia, chowańca i żadnych mocy Ewelina nie pożyje tu długo. - To prawda. Tydzień temu mało brakowałoby, a zeżarłby ją smok. Gdyby nie ja i Gaja. - I ten świecący kwiatek. – zaśmiałam się. - Dokładnie! Zjadłaby ją mięsożerna roślina jak byliśmy w zamku. Już otwierała paszczę, było bliziutko. – powiedziała Gaja z uśmiechem. - Sami widzicie. Musicie jak najszybciej wrócić do Dorii i poprosić ją o to żeby Ewelina była jedną z nas. – powiedział Sylwan z powagą. Aron rzucił mi mroczne spojrzenie. Zauważył to Hygin. - Luzuj majty. – zażartował, szturchając go. Tym razem myślałam że Aron zabije Hygina spojrzeniem. Warknął. - Wyjmij w końcu tego kija spod ogona a nie ciągle warczysz na każdego. - A Ty syczysz…. – powiedział Aron, wstając. - A Ty śmierdzisz psem i sikasz na drzewa. - Przynajmniej nie podpijam krwi swoich przyjaciół. - Bo ich nie masz. – zaśmiał się Hygin. Aron już rzucił się na Higina ale zamiast na niego skoczyć, zderzył się z niewidzialną powłoką. Zupełnie jakby była między nimi szyba. - Dzięki Gaja! - Przestańcie się zachowywać jak dzieci. Moglibyście chociaż raz się nie kłócić? – zapytała. Aron rzucił krzesłem w ścianę i poszedł sobie. - Co mu? - zapytałam - On zawsze taki jest – powiedziała Gaja – nie zwracaj na to uwagi. Nikomu z nas nie zrobi krzywdy. Nie wierzyłam w to jakoś. - Co z Antuzą? Jak ją możemy powstrzymać? – zapytałam. - Zajmiemy się tym jak tylko wrócimy z zamku. - I znowu będą mnie boleć nogi. - Tym razem mamy transport. – powiedział Hygin. - Jaki transport? - Zobaczysz. Colin, pomożesz nam? Dopiero co zauważyłam, że był z nami też Colin. Niemal się nie odzywał, był zamyślony dziś bardziej niż zwykle. Gdy usłyszał pytanie, podniósł głowę i powiedział: - No. - Cieszę się, że znowu się zgadzamy. - Nie przyzwyczajaj się. – powiedział Colin. - Idźcie już. Macie dużo do załatwienia. Ja postaram się powstrzymać Antuzę. Chyba znam na to sposób. Poszukam w księdze. To zaklęcie starsze nawet ode mnie. – powiedział Sylwan i się rozeszliśmy. Hygin, Colin i ja wyszliśmy na zewnątrz. - Macie tu taksówkę? – zapytałam. Chociaż wiedziałam że nie mają taksówki. - Znowu mówisz dziwne rzeczy.- powiedział Colin i zagwizdał. Zerwał się straszny wiatr. Z początku myślałam, że znowu leci do nas smok ale moim oczom ukazał się ptak który miał po prostu tak wielkie skrzydła jak smok. - Cześć Feniks. – powiedział Colin i pogłaskał go po głowie – Poniesiesz tych tutaj do zamku królowej? Feniks skinął głową i nachylił się. - Dzięki Colin. Wsiadaj, Ewelina. I zapnij pasy. Nie żeby coś, ale mam lęk wysokości i sama myśl o leceniu na Feniksie przyprawiała mnie o dreszcze. Ale wiedziałam, że nie ma już odwrotu. I żadnych pasów też nie ma. Hygin żartował. Mi nie było do żartów ale wsiedliśmy i Feniks wzbił się w powietrze. Miałam wrażenie że dostaję zawału, za każdym razem gdy Feniks się przechylał. Chyba cała drżałam. Trzymając się kurczowo Hygina miałam nadzieję, że zaraz wylądujemy. Na moje nieszczęście Hygin wyczuł że się boję i celowo zaczął się przechylać. - A teraz Feniks, salto w przód! - Co?! Nie! – krzyknęłam. Feniks nie zrobi salta- tak przynajmniej myślałam ale on zaczął kręcić kółka w powietrzu. - Hygin nie rób tak! - Ale jak? - To nie jest śmieszne! - Ja myślę, że jest. - To się kurwa mylisz!!! Wbiłam się paznokciami w jego skórę, darłam się aż mnie bolało gardło a nawet błagałam, żeby przestał. Nic na niego nie działało. Byłam tak przerażona i tak bardzo przejęta zachowaniem wampira, że nawet nie zwróciłam uwagi jak Feniks leciał coraz niżej. Aż w końcu wylądowaliśmy prosto przed zamkiem Dorii. Hygin był w dobrym humorze, ale ja za to co zrobił byłam na niego wściekła. Uśmiech nie zniknął z jego twarzy nawet jak przestałam się do niego odzywać, nawet jak go kopnęłam a gdy odwracałam głowę żeby na niego nie patrzeć ten zamieniał się w nietoperza i zaglądał mi w oczy swymi czerwonymi, nietoperzowymi ślepiami. Aż mnie ciary przechodziły. - Jesteś okropny. – odezwałam się po chwili, gdy wchodziliśmy po schodach. – Straszny, okrutny wamp… - Gdybym był człowiekiem, tak jak ty to po tylu komplementach bym się zarumienił. Rzuciłam mu zabójcze spojrzenie a on tylko się oblizał. Byliśmy już przed drzwiami. Nakreślił kod, tak jak wtedy Gaja i otworzył nam Heket z opaską na oczach. - To wy… Myślałem, że znowu ktoś od Antuzy. - Antuza tu przysyła swoich ludzi? –zapytał Hygin. Był widocznie zaniepokojony tym, co usłyszał. - Nie. Już nie. Odkąd Antuza zauważyła, że jej poddani nie wracają z misji to przestała ich nasyłać. Ale Heket dobrze wspomina zamienianie ich w kamień. – powiedziała Doria, siedząc tam gdzie zwykle w przepięknej błękitnej sukni, ze świecącą kolią zrobioną z nei. Wyglądała oszamiałająco pięknie. – Chodźcie tu bliżej. Co was sprowadza? - Ewelina nie przyjęła jeszcze naszego obrzędu, Pani. – powiedział Hygin.- I mam wrażenie, że chyba ją coś gnębi nocami. Musiał o tym wspomnieć?! Wiadomo, że martwię się co z mamą. I że ona pewnie musi czuć to samo, odkąd mnie nie ma. Ale nie przyszłam tu się nikomu zwierzać! - A więc… Musimy to zrobić. Koniecznie jeszcze dzisiaj. Antuza nie odpuszcza. Są już pierwsze ofiary jej sztuczek. A Ewelina musi mieć jak się bronić. Mam nadzieję, że szkolicie ją w walce na miecze? - Tak, szkolimy ją. Coraz lepiej jej idzie. - A co Cię gnębi? – zapytała królowa, zwracając się do mnie. - To nic takiego, Pani. - Na pewno? – zapytała. Przed oczami stanęła mi postać mamy zapijającej smutki, ocierającej łzy i już nie takiej wesołej, jak kiedyś. Jak wtedy gdy jeszcze był tata. I zachowywał się do nas w porządku. Odkąd gdy nie popadł w złe towarzystwo narkotykowe. Wtedy się zmienił. I nie wiem już sama, czy mama kiedykolwiek zmieni się na lepsze i przestanie pić. Możliwe że już nigdy się to nie zmieni. Ciekawe, czy tęskni za mną. Czy próbuje mnie odnaleźć. Mam nadzieję, że nie popadła w czarną rozpacz. A to bardzo możliwe. Cholera. Nie zwróciłam uwagi że stałam tam i milczałam, pochłonięta swoimi wątpliwościami, obawami… Co się ze mną dzieje? - Spróbujemy coś z tym zrobić. – powiedziała Doria- Ewelino? Czułam się jak wybudzona ze snu. - Ale z czym? - Hygin właśnie mi powiedział, że bardzo martwi cię rozstanie z matką. Podczas dzisiejszej ceremonii, przeprowadzimy rytuał zapomnienia. Odpowiada Ci to? - Ale… Co to za rytuał? – zapytałam. - Gdy go odprawimy, zarówno twoja matka jak i znajomi, przyjaciele, rodzina zapomną o tym że kiedykolwiek istniałaś. Przestaną o tobie myśleć, wszystkie wspomnienia związane z Tobą zostaną wymazane. No chyba, że jednak chcesz wrócić. Po to, by uspokoić matkę. Decyzja należy do Ciebie. Przypomniałam sobie swoje życie. W porównaniu do życia tutaj, było ono studnią pełną bólu. A mojej mamie żyłoby się lepiej, gdybym znikła. Już by się nie martwiła. Wróciłaby może do swoich zainteresowań (poza alkocholem bardzo lubiła szyć)… Może tak będzie lepiej. Gdybym natomiast wróciła na Ziemię tylko po to, by ją uspokoić to wszystko byłoby jak kiedyś. Mama nie posłucha mnie, gdy zacznę temat o terapii dla uzależnionych. Nie będzie chciała o tym słyszeć. Znowu będzie pić. A ja pójdę do szkoły i znowu będą mnie gnębić. Nie chcę tego. Tu, w Uraji jestem chociaż bezpieczna. - Tak. – powiedziałam. – Zgadzam się. - Dobrze. Więc chodźcie na zewnątrz. Mam wam coś do pokazania. Heket ruszył w naszą stronę. - Nie, Hekecie. Ty zostajesz. Ktoś musi pilnować zamku. – powiedziała Królowa. - Ech, dobra. – mruknął. - Jak stąd wyjdziemy, możesz zdjąć opaskę. W razie intruzów, wiesz co robić. – dodała Doria. - Tak. – odpowiedział a my zeszliśmy na dół. Gdy schodziliśmy na dół, panowała dziwna cisza. Nikt z nas nie odezwał się ani słowem. Nawet Hygin milczał. Co tu się… Zeszliśmy na dół. Już na początku, gdy tylko otworzyliśmy drzwi usłyszeliśmy krzyki, a raczej wiwaty. Każdy bił brawo. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom- były tu tłumy! Wróżki, wampiry, elfy, fauny, wilkołaki, ogry, chowańce – każdy nas witał. Gdy Doria podeszła do tłumu, zapadła cisza. Każdy wpatrywał się w nią z uwagą. - Kochani moi wybrani. Zebraliśmy się tutaj, by powitać kolejną z nas. Kobietę- człowieka, który w dniu dzisiejszym stanie się pierszą sulegną. Stanie się jedną z nas zdobywszy nowe imię i magiczne moce, które będą jej służyć by chronić Uraję przed złem. Oto Ewelina. – królowa chwyciła moją rękę swą ciepłą, delikatną dłonią i podniosła do góry. Tłum zaczął wiwatować. Czułam się jak celebryta na koncercie. Po raz pierwszy ludzie mi wiwatują. Nie wiedziałam co zrobić, więc tylko uśmiechnęłam się i dygnęłam. - A teraz, idź. – szepnął do mnie Hygin i pchnął mnie delikatnie w stronę tłumu. Idź… gdzie? Dokąd? Nie zdążyłam zapytać. Ale gdy podeszłam w stronę tłumu, wszyscy zaczęli mi ustępywać miejsca. Przesunęli się, tworząc dla mnie drogę. Szłam przed siebie, serce waliło mi jak szalone bo wiadomo- trema. Trema przed tyloma osobami a także- trema przed samą sobą. Kim się stanę? A kim jestem? Gdy podeszłam kawałek, tłum zrobił okrąg. Okrąg, w którym na środku byłam ja. Rozejrzałam się zmieszana. Wśród wielu obcych twarzy dostrzegłam Gaję która rozradowana machała do mnie ręką. Był też Colin, Sylwan… Zaczęłam rozglądać się za Hyginem, ale jego już nie widziałam. Gdzie on może być? Czułam jak płoną mi policzki. Tyle osób się na mnie patrzy… I co to jest sulegna? Przed tłum wyszedł Sylwan. Trzymał coś w rękach. Dostrzegłam eliksir i coś świecącego. To nea? - Teraz, w dniu dzisiejszym Ty, Ewelino zmienisz się z postaci człowieka w coś więcej. A o tym, kim będziesz zadecydują duchy prodków. Ewelino, przyjmij ode mnie to, na dowód zaufania nas wszystkich. – wziął neę zawieszoną na rzemyku i powiesił mi na szyi. – A teraz możesz to wypić. – podał mi eliksir. – Pamiętaj że odwrotu nie ma i będziesz musiała zostać tu na zawsze. Czułam jak zakłuło mi w sercu. Miałam tu zostać na zawsze i nigdy nie zobaczyć mamy… Wzięłam niepewnie eliksir. Tłum istot mistycznych nadal się we mnie wpatrywał. Do głowy przyszła mi myśl: Co jeśli mnie otrują i skończę z życiem? Ale się wycofać się właśnie w tym momencie byłoby bardzo głupio. A co mi tam. Wyjęłam korek i wypiłam miksturę do dna. Nie była zbyt smaczna. Bardzo gorzka. Właściwie to słodko gorzka. Tłum nadal się patrzył więc podniosłam pustą buteleczkę do góry. Tłum zawiwatował i zaczął bić brawo. A potem, po chwili zawirowało mi w głowie. Uśmiechnęłam się do tłumu próbując ustrzymać się w pionie. Nie pomogło. Upadłam na ziemię. - Kiaro, nie umieraj. Przecież chcę byś tu była tutaj. Proszę cię. Co? Czy to Hygin? Do kogo on mówi? - Kiaro, nawet nie powiedziałem ci, że cię kocham! Ooo. Ktoś tu się zabujał. Ciekawe kim jest Kiara. Rozejrzałam się. Byłam na jakiejś dolinie z rozdrożem dróg. Nie było go nigdzie. - Hygin! Gdzie ty? – krzyknęłam. Znów usłyszałam jego głos. - Tutaj! Ewelina! Usłyszałam jego głos dochodzący chyba z prawej strony tej pierwszej drogi. Pewnym krokiem ruszyłam przed siebie, myśląc że zaraz wyskoczy z któregoś krzaka próbując mnie wystraszyć. Ale nagle usłyszałam głos mamy. - Ewelina nie słuchaj go. Uraja cię w ogóle nie potrzebuje. Wróć do mnie… - usłyszałam znajomy głos. Mama?! Jej głos dobiegał z lewej drogi. Skąd ona tutaj? Skąd wie o Uraji? Którą z dróg mam wybrać? - Kochanie. – mówiła. Mama nigdy tak do mnie nie mówiła. Nie, to nie może być ona. Weszłam w drugą drogę i wtedy... No właśnie nie wiem co wtedy bo się obudziłam. - Ewelina się obudziła! – usłyszałam głos Gaji. - Nie mów tak do niej. Musi się nauczyć nowego imienia. – powiedział Colin. Zobaczyłam że jestem… w swoim łóżku. Jakim cudem się tu znalazłam? Przecież byłam przed zamkiem i wypiłam eliksir. Potem pamiętam dziwny sen w którym wybrałam ten świat i obudziłam się tutaj. - Jakiego imienia? - Kiara! Co? Zrobiło mi się dziwnie. Bardzo dziwne. Kiara? Hygin w moim śnie zwracał się do mnie? - Co masz taką minę? Nie cieszysz się? – zapytał Hygin. Siedział tam z nimi! Spojrzałam na niego. - Cieszę. – odpowiedziałam. Jeszcze dziwniejsze było to, że Hygin nie zdziwił się moją reakcją tylko powiedział cicho „potem pogadamy”. Uśmiechnął się i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie z resztą przyjaciół.
Dodaj komentarz